Miesięcznik „POLONISTYKA”
Niezwykła lekturą - nie przeoczyć! (O debiucie Andrzeja Kalinina)
BOŻENA CHRZĄSTOWSKA
Minęło już pół wieku od „epoki pieców", zsyłek i łagrów. Literatura od czasu zakończenia drugiej wojny światowej ciągle żywiła się wojennym koszmarem i martyrologią ludzi poddanych jego oddziaływaniu. Kontakty młodzieży szkolnej z literaturą współczesną często ograniczały się (ograniczają nadal?) właśnie do takiej wojenno - martyrologicznej literatury. Pisarze współcześni, krytycy literaccy, historycy literatury często protestowali przeciwko temu zawężeniu i nasycaniu młodych dusz cierpkim pokarmem cierpienia. Polecanie w takiej sytuacji edukacyjnej jeszcze jednej lektury, która po upływie pół wieku wraca do doświadczeń wojny i przemocy, wydaje się absurdalne. A jednak powtórzyć trzeba przestrogę tytułową: nie przeoczyć! książki Andrzeja Kalinina, „Bóg o nas zapomniał...”1 Nie przegapić, włączyć do szkolnej lektury uczniów klas ósmych, nawet wtedy, jeżeli na pewno wiemy, że wychowankowie nasi w tym wieku nie chcą czytać „ciężkich" książek martyrologicznych (lub w ogóle, niczego nie chcą czytać!) Polecana lektura ma taką siłę oddziaływania, że jeżeli uda nam się wywołać choć cień zainteresowania, choć najsłabszą motywację poznania „prawdy o bolszewii" i przeżyć ludzkich nią objętych, to możemy być spokojni o losy książki w szkole: „chwyci" na pewno.
W genezie utworu Kalinina zawarte jest pewne podobieństwo do genezy Pamiętnika z powstania warszawskiego: Miron Białoszewski opisał powstanie po upływie ćwierć wieku, poszukując przez długie lata właściwego języka. Andrzej Kalinin wyraził przeżycia i doświadczenia doznane w sowieckich więzieniach, łagrach, na zsyłce syberyjskiej i w Kazachstanie po upływie pół wieku, nadsłuchując opowieści autentycznej postaci: Antoniego Tuchoskiego, który -jak podaje we wstępie Włodzimierz Odojewski - był bliskim krewnym Kalinina. Autor książki uczynił Tuchoskiego bohaterem i zarazem narratorem całości. Ten biedny, małorolny chłop z Wileńszczyzny i żołnierz polski, który we wrześniu 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej, przeżywa typowe koleje losu, jak wielu polskich żołnierzy i zesłańców: niewolę, ucieczkę, aresztowanie, więzienie, zesłanie, łagier, pracę w lesie i na stepie, wreszcie poszukiwanie punktów rekrutacyjnych Armii Polskiej. Jednostkowe losy bohatera są więc zarazem typowe, a poszczególne i wyjątkowe życie jest obrazem ogólnego i powszechnego losu ludzi poddanych przemocy sowieckiej. W każdej książce - czy to dokumentalnej, czy sfabularyzowanej - można doszukać się tej samej kanwy, na której tkane są osobne narracje i przedstawiane pojedyncze ludzkie losy. Opowieści Kalinina są wyraźnie kreowane artystycznie, ale są to narracje najwyższej próby. Książkę Andrzeja Kalinina trzeba czytać nie tylko dla znakomitej fabuły, ani też nie dla celów poznawczych , lecz głównie dla jej wartości artystycznych, ekspresji literackiej, prawdy, godności człowieka.
Siła ekspresji
Główne założenia artystyczne utworu autor sam wyjaśnia ustami narratora:
"Popatrz pan, jak to z nią jest, z pamięcią tą. Niby utajona, schowana ona, a wystarczy zdanie gdzieś wypowiedziane, szum lasu, ogień palący się, w który człowiek niechcący zapatrzy się, zaduma, a już pamięcią przywołane wracają się obrazy z tamtych lat pochodzące. I wszystko na nich jak żywe jest. Żołnierze tam są i ludzi znajome, i krzewy rozmarynu, i bagna śmierdzące, i góry wysokie, i śnieg, i mróz, co szronem na twarzach osiadał. Coraz obrazy te zmieniają się inne sceny przedstawiając. A wszystkie one żywe są i wyraźne, jakby sam Matejka albo inszy artysta je malował.
Tyle już lat przeszło. Tyle życia przewaliło się. A one, jakby czas dla nich w miejscu zatrzymał się, ciągle w człowieku siedzą. Na zawsze już chyba.
Więc o nich tylko, o obrazach tych, mówić zamiarui. A opowiem tylko o tym, com przeżył osobiści. To, co widzieli oczy moi i uszy moi słyszeli. I nic poza tym. I to wystarczy(s. 8-9).
Utwór składa się z czterech „obrazów": „Charosza twarz, Piosenka o Katiuszy, Konie, Polski pop. Autor nie wiąże wszystkich ogniw fabularnych, nie opisuje dokładnie, jak np. Sołżenicyn, przemyślnego systemu przemocy. Skupia uwagę na wybranych obrazach martyrologicznej epopei, dzięki czemu całość jest zwarta, skondensowana, nasycona metaforyczną wieloznacznością i lirycznymi emocjami. Odojewski określa gatunek utworu jako ludowy poemat „okrutny i przejmujący" i za tym przemawia selektywność zdarzeń (fabuła nie jest opowiedziana do końca) i gęstość poetycka narracji, symboliczność i metaforyzacja obrazu. Trudno jednak nie zauważyć, że kompozycja poszczególnych obrazów jest charakterystyczna dla noweli: każdy obraz ma jakiś punkt skupienia, dominantę - będzie to albo pełen napięcia wyścig jeźdźca na koniu i ścigającego go samolotu z karabinem maszynowym, albo motyw piosenki o Katiuszy pojawiający się w najrozmaitszych sytuacjach i przypominający rozstrzeliwanie polskich żołnierzy w parowie leśnym, albo centralny, ekspresyjny motyw koni, albo dramatycznej spowiedzi w ostatniej części. Każdy z tych fragmentów poddaje się analizie i interpretacji jak zmetaforyzowany wiersz liryczny; każdy zawiera w sobie najrozmaitsze tonacje stylistyczne - od ciepłego liryzmu, wręcz rzewności i płaczu, do ostrej, trudnej do wytrzymania ekspresji naturalistycznego opisu (Konie) czy ironicznego dystansu i sarkazmu.
Kto choć raz przeczyta rozdział zatytułowany „Konie”, ten nie zapomni nigdy tego obrazu, kiedy wygłodniały tłum rzuca się bestialsko na zakatowane na śmierć konie, rozrywa je na strzępy i ucieka z krwawą zdobyczą przed innymi głodomorami.
Ta straszliwa pogoń jest zarazem walką o życie i śmierć, konie są bowiem zarażone nosacizną i źródłem zarazy. Władza radziecka, jak mówi narrator, pospiesznie przystąpiła do walki z epidemią, ludzie zostali zamknięci, a cały obóz spalony. Narrator tak to komentuje:
„Tak to, panie szanowny, stało się, że nie ma już tamtego łagra, com w nim siedział. To ci koni sprawili, że na wielkiej sowieckiej ziemi jeden katorżniczy obóz przestał istnieć. Na jego miejsce powstali inne, wcale nie gorsze”.
A ludzie, co tam siedzieli?
Jakie ludzie? Tam byli tylko zarazki. Ludzi z tego obozu przeniesione zostali do innego świata, gdzie nie ma łagrów i tamuj odpoczywają w pokoju wiecznym. Musi, panie, że tak jest, bo piekło tu na Syberii znajdowało się (s. 161).
Źródłem niebywałej wprost ekspresji tego utworu jest język narratora - chłopski, konkretny, obrazowy, ze szczególną kresową intonacją, ścieśnionym w wygłosie (ludzi, zamiarui, tolerui), z charakterystycznym słownictwem i składnią (np. imiesłowy na końcu zdania), z licznymi rusycyzmami i innymi naleciałościami i zapożyczeniami od sąsiadów. Ludowy narrator nie jest jednak naiwny. Wystarczy zauważyć ironiczne oceny zdarzeń zawarte w podanym niżej komentarzu.
Znam prawdę o „bolszewii"
Zdanie to wypowiada stary Tatar Bułam-uły, któremu Antoni Tuchoski opowiada swoje dzieje. Można ją rozpatrywać na kilku płaszczyznach: języka, człowieka i historii.
Prawda języka polega na eliminacji wszystkich eufemizmów, jakimi określano w utworach z okresu PRL-u państwo Wielkiego Brata. Antoni Tuchoski mówi wprost: sowieci, bolszewicy, bolszewia itp.
W utworze Kalinina jest wiele postaci i zachowań ludzkich, które podkreślają człowieczeństwo i mówią o jego godność: Maria Malik, która dwukrotnie ratuje Antoniego od śmierci, sama płacąc za to życiem; mądry i głęboko współczujący Tatar Bułam-uły, który pomógł Antoniemu wydostać się z kołchozu na stepie i obdarzył pokaźną sumą rubli na drogę do polskiej armii; Franek Jaskóła, który pierwszy pokazał, jak ratować honor polskiego żołnierza i obudził to uczucie w całej kompanii i in. Przeżywanie żołnierskiej solidarności i przyjaźni - tak wyraziste w czasie walk wrześniowych - zanika później w warunkach sowieckich: właśnie to jest ta prawdą o bolszewii", która w książce Kalinina jest tak znakomicie zarysowana, jak również wątek miłosny Antoniego do Marii, żony Stanisława, które ona przekształca potem w romantyczną nostalgię poprzez motyw wspólnej gwiazdy.
W tek książce prawda o człowieku jest daleko większa i głębsza niż ta, wynikająca z jego męki i upadku. Apokaliptyczne sceny walki rozwydrzonego tłumu o kawałek końskiej padliny zrównoważone są potem pięknymi obrazami wzajemnego oddania i miłości, co symbolicznie ukazuje postać zamarzniętego ks. Jacka.
Metodyczna rola tekstu
Już przed laty sformułowano tezę, iż dobry tekst literacki pełni rolę metodyczną w procesach edukacyjnych. Tę prawdę potwierdza bez wątpienia książka Andrzeja Kalinina „ ..i Bóg o nas zapomniał... Jakie dydaktycznych wskazówki daje nam ten utwór? Zostały one podane wyżej, w porządku analizy i interpretacji. To utwór narzuca ten porządek: najpierw zwraca uwagę język i postać narratora, co tu zostało zaledwie zasygnalizowane. W szkole trzeba od tego zacząć na lekcji wstępnej, poprzedzającej omówienie utworu. Najlepiej wybrać nasycony dialektyzmami fragment i dokonać dokładnej analizy języka narratora. Porównanie zebranych obserwacji z odpowiednio dobranym fragmentem wspomnianej powieści Auderskiej, umożliwi wyjście poza tekst i podanie informacji o obydwu pisarzach, (te o Auderskiej mogliby odszukać w bibliotece sami uczniowie). W kolejnym ogniwie procesu można by szukać odpowiedzi na pytanie - „Dlaczego autor nazwał rozdziały swej książki obrazami?" W rozważaniach genologicznych uwzględnimy przy okazji nasycenie utworu liryką i emocyjnością (trzeba znaleźć odpowiednie fragmenty w tekście), oraz zwrócimy uwagę na zdarzenia, fakty pominięte, o czym informuje sam narrator, (np. podróże, opisy szczegółowego rozkładu zajęć w obozie itp.) Porównanie z nowelą, wskazywanie dominant kompozycyjnych w danych obrazach pomoże w rozumieniu konstrukcji i kreacyjności utworu. Problemem trudnym, który rozwiązywać możemy z uczniami zdolnymi, będzie niewątpliwie niejasna granica między dokumentem a kreacją artystyczną. Trzy kolejne tematy podpowiada jeszcze zamieszczona: „Prawda o polskim wrześniu" (albo „Jak przeżywali najazd Czerwonej Armii żołnierze polscy w dniu 17 września 1939?");Prawda o człowieku, znaki zła i dobra w utworze Kalinina czy jest on źródłem nadziei, czy tylko klęski?