KSIĄŻKA ANDRZEJA KALININA ” W CIENIU ZŁYCH DRZEW” wcześniej nim ukazała się na półkach księgarskich, zyskała już sobie znakomite rekomendacje. Jej obszerne fragmenty drukowała paryska “KULTURA” a kilka rozdziałów, w tłumaczeniu na język angielski, czytane było w Radio BBC (przekładu dokonała pani Magda Czajkowska z Londynu, tłumacząca również poezję Zbigniewa Herberta). ”W cieniu złych drzew” jest bowiem znakomicie napisaną opowieścią o czasach powstawania w Polsce władzy Ludowej. Czyta się to jednym tchem, i jak zawsze przy książkach Andrzeja Kalinina raz z łezką wzruszenia, raz z uśmiechem na ustach. A oto krótki fragmencik tej znakomitej prozy:
”Jak ón na tym zebraniu, co go komunisty zwołali,
zaczął krzyczeć: Niech żyje marszałek, Józef Stalin!
Niech żyje marszałek, Józef Stalin!
to ja panie nie chciałem być gorszy
i jak nie huknę na całą salę:
Niech żyje marszałek Śmigły Rydz!
Niech żyje marszałek Śmigły Rydz!
Wtedy dopadło do mnie dwóch, jakiś obcych
w skórzanych płaszczach, pod ręce mnie chwycili
i tutaj na UB do więzienia przywieźli.
Panie. Skąd ja mogłem wiedzieć,
że te marszałki się nie lubią?”


prof. Marian Zaczyński
“LITERATURA” 16 wrzesień 2001. ”NOWE KSIĄŻKI”

Trzy lata trzeba było czekać na nową książkę Andrzeja Kalinina, bowiem opublikowany miedzy debiutem “..i Bóg o nas zapomniał" a obecnym dziełem zatytułowanym „W cieniu złych drzew" „Las wokół" był tylko zbiorem dłuższych opowiadań znanego twórcy Ziemi Częstochowskiej. Warto było jednak przeżyć to oczekiwanie, by stwierdzić potem, że otrzymaliśmy znów kawał wysokich lotów lekturę. Twórca sięgnął tym razem po temat zdawałoby się nienowy, .bo „W cieniu złych drzew" to opowieść o pierwszych powojennych latach w Polsce,okresie mierzonym od nadziei do nadziei", między końcem hitlerowskiej okupacji a odwilżą 1956 roku. Przekłada historię na literaturę, jej walor stanowi jednak to, że wydarzenia przedstawia nie z perspektywy stolicy, ale terenu: małego, spokojnego miasteczka. Przeniesiemy akcji było zabiegiem znakomitym, bowiem „nowe" i „inne" tu właśnie najbardziej dotkliwie wchodziło w uświęcone wiekową tradycją zwyczaje i zachowania. Przesuwa się przed nami galeria postaci żywych, soczyście sportretowanych, objawiających swoją niezwyczajność w ekstremalnie, trudnych sytuacjach. Jesteśmy świadkami zdarzeń przedstawionych tak, że bez trudu ukazują się przed oczami naszej wyobraźni. Nie ma tu abstrakcyjnych słów, trudnych do przebrnięcia wywodów pisanych z perspektywy osoby, która zna historię PRL-u i jej zakończenie (a przecież łatwo było wpaść w tę pułapkę), są obrazy, anegdoty. Jak to zwykle bywa w przypadku prozy pana Andrzeja, powieść została napisana wartko, potoczyście, jest do pochłonięcia jednym tchem lub smakowania. Wręcz chciałoby się czytać ją na głos, by wybrzmiała jak gawęda. „W cieniu złych drzew" to propozycja spotkania z dzieciństwem i młodością nie tylko autora, lecz całego, tamtego pokolenia. Każdy, komu przyszło poznać czasy peerelu odnajdzie tu cząstkę własnych doznań i doświadczeń. Dystans czasowy zaś pozwolił nadać przeżyciom wymiar symboli, bo układają sie one w obraz doświadczeń dzisiejszych 50- i 60-latków. Lektura tej książki to również wspomnienia i wzruszenia, często smutne, często zabawne, lecz zawsze przywołuje na pamięć tamten niełatwy czas pokolenia pomału już odchodzącego w zapomnienie.

Seweryn Pawlak.
“GAZETA WYBORCZA” wrzesień 201