Chyba nikogo, kto przeczytał dzieło Andrzeja Kalinina „Bóg o nas zapomniał”, nie trzeba przekonywać o jedynej w swoim rodzaju wartości tej książki. Jej siła i prawda artystyczna mówią same za siebie. Tak samo poruszają zwykłych czytelni­ków, jak literackich koneserów. Przemawiają równie mocno do tych, którzy pamię­tają czasy i sprawy w niej opisane, jak i do tych, którzy dowiadują się o nich z podręczników historii. Gdyby nie ten ponadprzeciętny wymiar artystycznego osiąg­nięcia, książka nigdy nie dotarłaby do tak szerokiego kręgu odbiorców, jakich już zdobyła i jakich wciąż zdobywa. Niecodzienna bowiem i warta wzmianki jest też historia jej powstania i drogi do czytelników.

Wszystko zaczęło się mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy do redakcji wydawanego w podziemiu kwartalnika „Arka" w Krakowie dotarł zwykły szkolny zeszyt, w którym znajdowało się zapisane odręcznie opowiadanie pt. Konie (obraz trzeci w prezentowanej tu całości). Autora nie znano, utwór został więc opub­likowany w ,,Arce" anonimowo i do początku lat dziewięćdziesiątych panowało wśród jego nielicznych wówczas czytelników przypuszczenie, że wyszedł on spod pióra jakiegoś wybitnego i znanego pisarza, który z wiadomych sobie powodów w latach stanu wojennego postanowił uciec się do częstej w historii literatury mistyfikacji „znale­zionego rękopisu". Z czasem przekonanie to osłabło, a pierwsze oficjalne wydanie Koni ukazało się w dzienniku „Czas Krakowski" z apelem do anonimowego autora o ujawnie­nie się. I oto, po kilku miesiącach, autor rzeczywiście zgłosił się do redakcji „Czasu". Nie był nim jednak żaden z klasyków współczesnej prozy, tylko skromny starszy pan, mieszkaniec małej wioski Olsztyn koło Częstochowy, którego zapisana w szkolnym zeszycie opowieść miała dopiero wprowadzić w świat wielkiej literatury.

Andrzej Kalinin, bo o nim tu mowa, urodził się w roku 1933. W okresie PRL nie publikował, pracując przez całe życie jako ekonomista w różnych przedsiębior­stwach na terenie Częstochowy. / Bóg o nas zapomniał była pierwszą jego książką, najpierw drukowaną w odcinkach w „Czasie", później czytaną na falach Radia Wol­na Europa i w I Programie Polskiego Radia. Jeszcze przed tym, jak w roku 1994 autor otrzymał za nią Nagrodę Literacką Czesława Miłosza i pojawiły się pierwsze, entu­zjastyczne opinie krytyków, książka zaczęła błyskawicznie znikać z półek księgar­skich. Obecnie, w cztery lata po pierwodruku, ukazuje się już trzecie jej wydanie, a utwór został wpisany na listę lektur szkolnych.

Antoni Tuchoski, narrator i główny bohater tej książki istniał naprawdę, a jego osobiste wspomnienia, uzupełnione nieznacznie motywami z innych ustnych relacji, autor uczynił podstawą fabuły czterech „obrazów". Pierwszy z nich Charosz.a twarz. w prawdziwie epickim skrócie, z perspektywy zwykłego żołnierza, przedstawia te­mat agresji sowieckiej na Polskę i wojny, jaka toczyła się na ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej po 17 września 1939 roku. Obraz drugi, Piosenka o Katiusz\\ w którym dramatyczne napięcie łączy się z. delikatnym liryzmem, ukazuje perypetie bohatera w niewoli i pod sowiecką okupacją, zakończone aresztowaniem przez NKWD. We wspomnianych już Koniach, historii z syberyjskiego łagru, tragiczna wizja ludzkiego losu — obecna w całym utworze — osiąga swoje apogeum, wznosząc się w kulminacyjnym punkcie ponad okrucieństwo opowiedzianych zdarzeń. Wresz­cie obraz czwarty, zesłanie w górach Ałtaj, amnestia i nieudana próba dostania się do armii gen. Andersa, choć nie kończą losów Tuchoskiego w ZSRR, kończą jego narrację, gdyż ilustrują i dopełniają fabularne tło refleksji moralnej, której podporządkowana jest zarówno ta ostatnia część, jak i całość dzieła.

Mimo że wydarzenia i postaci tu przedstawione nic są wyłącznym wytworem wyobraźni autora, nic prawda jednostkowych faktów, mająca zasadnicze znaczenie w relacjach dokumentarnych, gra główną rolę w książce Kalinina. Liczy się w niej przede wszystkim specyficzna prawda sztuki literackiej sprawiająca, że jednostkowe losy bohaterów i len wycinek historii, który czytelnik ogląda niejako ich oczami — z ich punktu widzenia — narzucają się mu jako reprezentatywny wizerunek typo­wych ludzkich losów w danej sytuacji historycznej. Niewątpliwie w tej powieści mogą odnaleźć swoje doświadczenia nic tylko Sybiracy, ale i wszyscy ludzie w tra­giczny sposób doświadczeni przez wojnę i komunizm. Autor celowo nie dookreśla precyzyjnie czasu i miejsca poszczególnych epizodów, jakby chcąc przez to dać do zrozumienia, że mogły się one zdarzyć w wielu momentach i miejscach świata, który opisuje. Takie postępowanie jest zresztą zgodne z wewnątrztekstową sytuacją narra­cyjną, w której pojawia się „monolog wypowiedziany" narratora-bohatera. Autor po mistrzowsku wykorzystuje tu — i modernizuje — wzorzec epickiej gawędy, tak ty­powy dla polskiej tradycji literackiej i tak od wieków zakorzeniony w naszej kultu­rze. Ale książka Kalinina, jako utwór literacki najwyższej rangi, przemawia do czytelnika nie tylko przez to, że daje świadectwo pewnej historycznej sytuacji, ale i przez to, że len czysto historyczny wymiar przekracza, kierując się w stronę wartości ogól­noludzkich.

Ten aspekt narracji Tuchoskiego od początku oddziałuje na czytelnika, ale nie od razu dociera do jego świadomości. Pierwsze reakcje po lekturze dotyczą zazwy czaj przerażających sytuacji przedstawianych przez narratora, umiejętnie stopniują­cego ich okrucieństwo i mającego w zanadrzu niejedną niespodziankę dla słuchacza, zawsze ujawniającą jakąś specyficzną formę infernalnego zła komunizmu. Niektóre fragmenty są pod tym względem tak wstrząsające, że musi przy nich zadrżeć nawet odbiorca uodporniony na obrazy przemocy serwowane mu przez współczesną kulturę masową. U Kalinina zło nie jest samodzielnym tematem przedstawienia, a jego jedno­znaczne i nie pozostawiające miejsca na jakikolwiek relatywizm potępienie nie stanowi celu samego w sobie. Wnikliwy czytelnik z pewnością zauważy, że miarą zła u Kalinina nie jest ono samo: nie są tą miarą ani naturalistyczne opisy, ani — tym bardziej —jakieś sztuczne, frenetyczne efekty, których w utworze nie ma. Miarą zła są tutaj jego przeciwień­stwa: dobro i prawda. Prawda, którą niszczy komunistyczna ideologia; dobro, które ginie w trybach sowieckiej machiny terroru. Ponieważ Kalinin potrafi przedstawić nie tylko zło. Potrafi on w świecie, w doświadczeniu swego bohatera, człowieka najzwyklejszego ze zwykłych, dostrzec i kilkoma pociągnięciami pióra zaznaczyć siłę wiary i prostych cnót: więzi rodzinnej, przyjaźni, odzywającej się stale miłości do Polski czy subtel­nego, nieśmiałego uczucia do Marii.

Antoni Tuchoski ma naturę prostą i prostym, ludowym dialektem przemawia — ale nie jest naiwny. To, co widział po drodze daje mu doświadczenie oraz instyn­ktowne, związane z tym doświadczeniem, rozeznanie w historycznym i metafizycz­nym planie rzeczywistości. Jednocześnie tragiczne przejścia nie zabijają w nim zdolności uczuć. Ma on —jak sam się wyraża— „włościańską duszę", której głów­nym instynktem jest wrażliwość na cierpienie, przede wszystkim ludzi, ale i zwierząt — koni, z którymi wiążą go, na wojnie i w niewoli, wykonywane zajęcia.

Wartości ludzkie skazane na konfrontację z rzeczywistością zagłady i pogardy, wystawione na ekstremalną próbę są ważniejsze niż sam opis piekła stworzonego przez „wodzów światowego proletariatu". Z ukazania i obrony tych wartości, a nie z samego opisu piekła, wypływa bowiem oskarżenie przeciwko złu. Dzięki nim to oskarżenie będzie trwało nawet wówczas, gdy odejdą ostatni świadkowie komuni­zmu. Jeśli pamięć totalitarnego koszmaru, terroru, eksterminacji i zsyłki dla młod­szych pokoleń będzie się stawać coraz bardziej odległa, to historia o tym, jak syberyjski więzień Antek Tuchoski ratował wycieńczone i skatowane konie obozo­we, zawsze uzmysławiać będzie rzeczywisty wymiar walki dobra ze złem i zawsze pozo­stanie nieodpartym świadectwem siły człowieczeństwa — nawet na dnie upadku .

dr. Andrzej Waśko
Ps. Dr. Andrzej Waśko jest literoznawcą na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W swoim czasie pełnił również funkcje V-ce Ministra Kultur i Dziedzictwa Narodowego RP.